Dziś chciałabym ten temat rozwinąć - napisać jak to się zaczęło i... pokazać kilka moich pierwszych prac. Stalowe nerwy mile widziane, bo prace są dalekie od tego, co teraz tworzę.
* * *
Kiedy miałam może 11 lat znalazłam w domu pudełko należące do mojej Mamy - a w nim mulinę uplecioną w grube warkocze i jeden wyszyty obrazek. Byłam nim zachwycona i też chciałam zrobić coś takiego. Tak wygląda praca mojej Mamy:Jak dziś pamiętam ferie zimowe w 1995 roku (miałam wtedy 12 lat) i pierwszą gazetkę, w której znalazłam krzyżykowe wzory. Była to ta Diana:
Z tego numeru na pewno wyszyłam serce i wieniec - trafił on na poszewkę poduszki.
Na początku korzystałam głównie z wzorów znalezionych właśnie w Dianie i Poradniku Domowym, ale zdarzały się i inne gazetki. Co do używanych materiałów to bardzo długo wykorzystywałam zapasy Mamy - koszmarną wiotką kanwę i nici nieznanej firmy. Ale już wtedy wiedziałam, że najlepiej pracuje mi się na gęstym i sztywnym materiale (który wcale nie był tak powszechny i łatwo dostępny). Z czasem zaczęłam kupować Ariadnę a potem DMC. Z materiałów najbardziej lubię te produkowane przez Zweigart.
Wiele z moich pierwszych prac niestety się nie zachowało :(
Udało mi się jednak odnaleźć ok. 30 obrazków - chciałabym je wszystkie przedstawić i na ich przykładzie opisać moje błędy. Może komuś przyda się ta wiedza i moje doświadczenie.
Pamiętajcie, że są to moje opinie i przemyślenia - nikogo nie zmuszam do zmian swoich przyzwyczajeń.
* * *
Jako jedne z pierwszych w moim dorobku (nie licząc jakichś maluchów i wprawek) były postacie Donalda i Minnie. Wzory znalezione w gazecie - tytułu niestety nie pamiętam.
Na początku wyszywałam jak bądź - krzyżyki stawiałam pojedynczo i każdy w inną stronę. I chyba nie używałam tamborka. Na tyle pracy widać też, że nie odcinałam końcówek nici...
W 1996 roku w Poradniku Domowym (numery z czerwca i września) pojawiły się wzory chłopca i dziewczynki. Wyszyłam tę parkę - mam więc komplecik. I choć wiem, że nie jest idealny to mam do niego ogromny sentyment:
Tyły moich prac przypominały wówczas dywany...
Na hafciarskim koncie mam także serwetki - wyszywane na kanwie i na jakimś płótnie, które chyba nie do końca się do tego nadawało...
Nie wstydzę się tych prac - w końcu każda z nas kiedyś jakoś zaczynała. Najważniejsze to nie stać w miejscu i wciąż doskonalić swój warsztat.
Ok. 1998 roku na rynku pojawiły się gazetki z wzorami, które można było kolekcjonować w segregatorze. Stamtąd dowiedziałam się o technice stawiania krzyżyków, którą stosuję do dziś - półkrzyżyki w jedną stronę i ścieg kryjący w drugą. Na początku bardzo się buntowałam - nie wyobrażałam sobie jak można nie stawiać od razu całego krzyżyka! Wystarczyło, że spróbowałam raz - równe krzyżyki i coraz ładniejszy tył pracy przekonały mnie, że tylko taką technikę warto stosować. Wtedy też chyba zaczęłam używać tamborka. Ale nie wiem czemu nadal tkwiłam w bzdurnym przeświadczeniu, że nie trzeba odcinać końcówek nici...
Niestety nie zachował się obrazek, na przykładzie którego chciałam pokazać jak nie zaczynać pracy. Nie umiałam wtedy obliczyć wielkości wzoru (choć to przecież nic trudnego - wystarczy policzyć krzyżyki w pionie i poziomie) i jedną z prac zaczęłam na samiutkim brzegu kanwy... Ale i to mnie czegoś nauczyło - z czasem zaczęłam zostawiać zapas min. 4-centymetrowy z każdej strony.
Inne moje błędy to nieodpowiednie dobranie ilości nitek do gęstości kanwy oraz supełki...
* * *
Już teraz zapraszam Was na kolejny pokazowy post. Jestem ciekawa jakie były Wasze początki - pamiętacie swoje pierwsze prace?
Jak na poczatki bez dobrego materialu i mulin, to calkiem fajne prace... tez bym miala ogromny sentyment do pierwszych xxx. Z kazdym x ja przynajmniej sie ucze...
OdpowiedzUsuńHaniu jak na tak młoda osobę twoje krzyżyki i tak były bardzo ładne. Świetny post...dzięki niemu na pewno osoby będące na początku swojej przygody z haftem podbudowane...trzeba czasu i chęci aby szlifować swój warsztat :)
OdpowiedzUsuńI ja mam na koncie dziewczynkę z Poradnika ;) Oj ciężko kiedyś było z materiałem i muliną. Ale pamiętam że zawsze wyszywanie było radochą. Teraz mamy chyba za dobrze ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny post ;) Dobrze powspominac ;)
OdpowiedzUsuńMoje początki były podobne, tez korzystałam z Diany, z Robótek ręcznych, a potem z Anny. Większość moich starych prac trafiła do rodziny jako prezenty, ale w czeluściach szafy tez pewnie bym coś znalazła. Może kiedyś się "pochwalę" swoimi początkami, ale były one koszmarne, głównie z powodu braku odpowiednich kolorów nici, tak jak Ty wszywałam mulina z zapasów mamy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie ma się czego wstydzić :-)każda hafciarka się przecież uczyła i nie od razu wszystko było idealnie.
OdpowiedzUsuńMoże i ja pokażę swoje pierwsze, pierwsze prace
pozdrawiam
Aneta
Przecież napisałam, że się nie wstydzę ;)
UsuńHaniu moje początki były identyczne, każdy krzyżyk w inną stronę, tył przypominający dywan i mnóstwo supełków którymi kończyłam nitkę ;) A poza tym jak sama napisałaś każda jakoś zaczynała ja swoje początki miałam jakoś w 3-4 klasie podstawówki i szczerze mówiąc teraz w dobie internetu jest zdecydowanie łatwiej się nauczyć prawidłowej techniki. Ale najważniejsze, że zaczęłyśmy i że haft pozostaje z mami do dzisiaj ;) :*
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie wspomnienia , tyle w nich szczerości, że przez chwile miałam wrażenie iż Cie znam :)Podziwiam i gratuluję talentu ! pozdrawiam serdecznie <3
OdpowiedzUsuńPisałam o swoich początkach tutaj
OdpowiedzUsuńhttp://bubiejko.blogspot.com.by/2014/05/blog-post_2285.html
Za igiełkę chwyciłam w 4 lata. Mama opowiadała że przywiązywała do długiej nici pierwszy guzik, a następne nawlekałam samodzielnie) Haftować zaczęłam w 18 lat po pierwszym roku studiów podczas praktyki, którą mieliśmy w Gdańsku. Spacerując po mieście trafiłam do sklepu pasmanteryjnego, gdzie kupiłam hafcik na kanwie z nadrukiem oraz 10 kolorów nici Ariadna. To była pszczółka Maja. Pamiętam że długo nie mogłam zdecydować od którego kąta mam zacząć))) Po ukończeniu obcięłam całą kanwę aż do pierwszych krzyżyków. Nie rozumiem tylko po co) Wtedy mi się wydawało że tak będzie ładniej))
Pamiętam tę gazetkę, którą pokazywałaś, bardzo chciałam wyszyć ten wieniec, ale tam była podana mulina DMC, a jeszcze nie było zamienników. Teraz to i bez zamienników sama dobieram kolory. Początki miałam dokładnie takie same, miękka kanwa, która raczej nadawała się do wełny, tępa i bez połysku mulina. A pierwszą igłę do haftu z tępym końcem zrobił mój M. stępiając pilnikiem czubek dużej igły. Takie to były początki naszego mistrzostwa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Świetny post Haniu;) Mój pierwszy "koszmarek" mąż zawiesił w salonie;)
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia:)
OdpowiedzUsuńFajny pomysl z takimi wspomnieniami :-) jak na poczatek prace super :-) a ile radochy w tych wspomnieniach :-)
OdpowiedzUsuńŚwietne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńTeż mnie wzięło...
Takie początki darzy się szczególnym sentymentem :) Kiedyś to były czasy :))) Żeby się czegoś nauczyć trzeba było przeprowadzić wieloetapową operację na otwartym organiźmie :) A dzisiaj... otwiera się kanał na Youtubie i (prawie) od razu można zostać mistrzem :P To już nie to :)))
OdpowiedzUsuńPiękne początki. A jaki sentyment :) Fajnie widzieć, proces przez który przeszłaś, każdy błąd, na którym doskonaliłaś swój warsztat, a dzięki czemu dzisiaj podziwiamy tak wspaniałe Twe prace :) Super pomysł ze wspominkami :)
OdpowiedzUsuńMoje początki to niedawne wyczyny, ale mnie było łatwiej - Internet, a w nim blogi: Twój i wielu innych wspaniałych hafciarek. Chylę czoła przed Tobą i serdecznie pozdrawiam :)
Bardzo fajny post i powrót do przeszłości. Zauważam też pewne wspólne elementy jeśli chodzi o początki haftowania. Chociaż jestem nieco młodsza to wiem co znaczy haftowanie w latach 90. :) Jeśli masz ochotę i czas, zapraszam to przeczytania posta, w którym opisuję swoje początki: http://pupidokmalujemynitka.blogspot.com/2016/03/wiosenny-obrus.html Pozdrawiam serdecznie, M.
OdpowiedzUsuńPodczas jakichś porządków znalazłam swoje stare prace i tak jak u Ciebie - też każdy krzyżyk był w inną stronę, dodatkowo supełki i zamiast muliny używałam kordonków lub zwykłych nici. Niestety po porządkach nie mogę znaleźć swoich prac, ani zdjęć, które zrobiłam :(
OdpowiedzUsuńZ perspektywy czasu fajnie popatrzeć na swoje pierwsze prace, bo wtedy widać jak bardzo poprawiło się swój warsztat pracy :)
Ja nie mam takich archiwów bo ja przy Tobie młoda hafciarka jestem ale fajnie jest zobaczyc jak Twoj warsztat pracy ewoluował z czasem.
OdpowiedzUsuńŚwietny post!!
OdpowiedzUsuńJa swoje początki opisałam na samym początku mojego bloga - http://iskierka71.blogspot.nl/. Muszę przyznać, że ja miałam łatwiej, bo po pierwsze troszeczkę na temat haftu wszelakiego uczyliśmy się w szkole na Zajęciach Praktyczno-technicznych, a po drugie moja ciocia haftuje krzyżykami od zawsze (do dziś), więc co nieco mi pokazała i doradziła. Haftowałam na jakiejś dziwnej kremowej, wiotkiej kanwie i jakoś tak od początku używałam tamborka, żeby ją usztywnić. Mulinę miałam różną, począwszy od archaicznej ariadny, poprzez czeską mulinę aż do Anchora i wreszcie teraz jest DMC.
Kolory pierwszych prac nie raz dobierałam sama, bo w gazetkach typu Anna były podane tylko DMC. Wiele
Niestety kilka pierwszych hafcików się zniszczyło od eksploatacji (poszewki na poduszki), ale do całej reszty również mam ogromny sentyment. Bardzo dużo haftowałam dla rodziny - na prezenty, dlatego własnych haftów na ścianach mam niewiele (żeby nie powiedzieć ze wcale)
Hihi oj jak to pięknie wygląda. Kiedyś i teraz :) Fajnie się patrzy na zmiany jakie następowały w twoich pracach.
OdpowiedzUsuńP. S. Też mam taką dziewczynkę w kapeluszu wyszytą - moja pierwsza praca :)
Ja też zaczynałam w podobnym wieku, tylko, że ja przez jakiś czas nic nie robiłam, dopiero tak o 3 lat, zaczęłam coś xxx. Prace piękne, ja też tak zostawiałam nitki :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę jeszcze wielu lat krzyżykowania.
hafciarkablog.blogspot.com
Bardzo fajny wpis :) Oj pamiętam moją pierwszą pracę, były to czerwone maki, krzyżyki we wszystkie strony, też jakoś jak miałam 13 lat ;)
OdpowiedzUsuńświetnie to opisałaś :) moja pierwsza praca to była zakładka... ale tak ją miętosiłam w rękach, że zamiast w prostokącie wyszła bardziej jako romb :)
OdpowiedzUsuńMoja przygoda z haftem zaczęła się dzięki mojej babci bo do dziś ma kilka pięknych obrusów które sama wyszywała krzyżykiem
OdpowiedzUsuńJa tez koło 15 roku życia zaczęłam chwytać za nitki i materiał
Nie potrafiłam zaczynać wiec robiłam węzełki które wyłazy z dziurek a na końcu znów był węzełek :)))
dopiero kiedy w ręce trafił mi się folder z DMC o technikach zaczynania i kończenia prac
Początki każdej hafciarki były trudne kiedy nie było gdzie podejrzeć jak pracowac by praca była śliczna
Ojojoj !!! Jak to dawno było !? Pewnie każda z nas ma swoją osobistą historię pt. jak to się zaczęło ? Tyle pięknych wzorów ! Tego chłopca i dziewczynkę - ogrodników - to chyba skądś kojarzę. To bardzo ładny haft. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńHaniu:))jesteś w wieku moich córek,a gdybym ja pokazała swoje początki były by dokładnie takie same:))trzymam parę obrazków na pamiątkę:))chociaż schowane przed ludzkimi oczyma :))Dziewczynkę z poradnika też haftowałam,ale jej nie mam bo poszła w prezencie do wtedy małej, a dziś już dorosłej dziewczynki:)))
OdpowiedzUsuńŚwietny post... Czekam na kolejnez tej serii. Jaswoją przygodę z haftem zaczełam w 1998 r. Pani na technice przyniosła właśnie taki segregator z wyjmowanymi kartkami ze wzorami. Jako pierwszy haft zrobiłam ogryzek. Wisiał potem na szkolnym korytarzu na wystawie z innymi haftami. Niestety nie woem co się z nim stało. Z tych wzorów zrobiłam jeszcze foczki. Haftowałsm na takiej sztywnej kanwie, dosyć rzadkiej, która pod wpływem wody miękła. Oczywiście kazdy krzyżyk w inną stronę a z tyłu lepiej nie mówić.
OdpowiedzUsuńWiesz, chyba też sobie zrobię taki wpis.. Ku pamięci i żeby powspominać.
Rozczuliły mnie Twoje pierwsze prace :) Przyznam, że nie wpadłam na to, żeby zostawiać niezakończone nitki po lewej stronie. Ja rozpoczynałam i kończyłam węzłem :) Krzyżyki od razu stawiałam jak teraz, bo wpadłam na to z powodu skąpstwa :))))) Zauważyłam, że mniej nici wychodzi :))) Zaczynałam w szkole podstawowej, ale od haftu płaskiego i richelieu oraz różnych innych ściegów i mereżek. Krzyżyki przyszły później. Haftowałam na płótnie i na polskim lnie czym się dało :) Jeśli chodzi o haft płaski, korzystałam z wzorów od mojej Cioci, która haftowała cudownie. A później zaczęłam kupować Burdę - dodatek Anna. :) Kiedy poszłam do pracy po skończonych studiach, właściwie zarzuciłam haft, ale szydełkowałam. Wielki "kambek" do haftu nastąpił dopiero na emeryturze :)
OdpowiedzUsuńCudownie jest mieć takie hobby :)
moje początki były podobne,świetny post
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pościk, wróciły wspomnienia. Zaczynałam w podobnym wieku i korzystałam z podobnych materiałów. Kiedyś haftowala moja mama i sasiadki na około. Korzystałam z podobnych gazet-nawet mam ten numer Diany. Chłopczyk i dziewczynka były wtedy przebojem-dużo osób ma parkę na swoim koncie. Sąsiadka miała gazetki z Niemiec i katalogi do zamawiania gotowych zestawów jakiejś krajowej firmy -pamiętam jak marzyłam o takim zestawie,które były dla mnie w kosmicznej cenie :)
OdpowiedzUsuńHa! Ja tez zaczynałam od chłopca i dziewczynki. Do tej pory wiszą na ścianie u rodziców.
OdpowiedzUsuńMasakra w porównaniu staranności stawiania krzyzykow teraz i kiedyś.
Zaczęłam chyba jeszcze w podstawówce podglądając krzyżykującego tatę.
Bardzo fajny post:) Miło popatrzeć na hafciarskie początki - moja przygoda zaczęła się bardzo podobnie:))
OdpowiedzUsuńAż Ci zazdroszczę takich pamiątek :))). Moje pierwsze hafty gdzieś się zawieruszyły - trochę żałuję, bo jeden z pierwszych to był obrusik z dużym wieńcem polnych kwiatów - krzyżyki (a właściwie to gwiazdki ośmioramienne!) co prawda wielkie jak woły i haftowane kordonkiem, ale efekt był całkiem fajny, no i fajnie by było mieć taką ciekawostkę na pamiątkę :)
OdpowiedzUsuńPS. z tyłu to ja robiłam supły :)
UsuńDiana :) jaki to był rarytas .Czekałam na każdy numer z wypiekami na twarzy . Moje początki też były podobne :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńech... pamiętam tę magiczną aurę która towarzyszyła haftowaniu mojego pierwszego bieżnika - była to wczesna podstawówka - razem z kuzynką spotykałyśmy się na strychu i tam obydwie haftowałyśmy w smugach słońca, które przebijały się przez niziutkie, przybrudzone okienka... Przepadałyśmy tam na całe godziny. Rozmawiałyśmy o życiu ;) ona miała założyć rancho i hodować konie ja... już nie pamiętam ;) Wiem tylko że haftowałam polne kwiaty czymś na kształt ściegu za igłą, i że każdy kwiat był w innym kolorze, tak aby móc wykorzystać same najpiękniejsze muliny z tych znajdujących się w domu... to było prawie jak zbieranie muszelek nad morzem, każdy kolor wydawał się tym jedynym i najpiękniejszym, dopóki nie znalazło się kolejnego motka... jeszcze piękniejszego :D
OdpowiedzUsuńDziękuję Hanulku za cudny post, który sprawił że moje myśli pognały ku pięknym wspomnieniom.
Wspaniałe wspomnienia :) Masz może zdjęcia tego bieżnika?
Usuńmam cichą nadzieję że nie przepadł bez reszty i spokojnie czeka gdzieś w przepastnej szafie w rodzinnym domu. Spróbuję go odnaleźć :)
UsuńAleż wspomnienia!!! Chyba wszystkie zaczynałyśmy podobnie, i wszystkie byłyśmy dumne z pierwszych postawionych krzyżyków. A że były koślawe? To wtedy nie miało znaczenia. Najważniejsza była satysfakcja z ukończenia "dzieła" i duma nauczyciela - MAMY:)
OdpowiedzUsuńmam taką samą gazetkę wciąż:) niedawno ją przeglądałam właśnie! taka dziewczynka z koszyczkiem to również jedna z moich pierwszych krzyżykowych prac - do dziś nie znalazłam dla niej miejsce, haft leży w pudełku w szafie...tym swoim postem wywołałaś wspomnienia, tyle to już lat...
OdpowiedzUsuńWow..piękne wspomnienia..ja pierwsze krzyżyki pamiętam, bo było to zaledwie...hmm..5 lat temu?No...4 z hakiem..ale za to haftem płaskim interesowałam się za małolata..i wyszyłam śliczną Smerfetkę na poszewce podusi..niestety nie zachowała się..albo..po prostu zaginęła..
OdpowiedzUsuńSiempre he dicho que si el cuadro se va a enmarcar ¡qué importa cómo esté el revés! No me preocupo a menos que sea algo que se verá como paños de platos, servilletas, toallas o cosas así. El resto es lo de menos.
OdpowiedzUsuńLindos sus trabajos. Yo empecé más grande y ya casi no bordo por algunos problemas de salud, pero hice cosas muy lindas.
saludos desde Chile
Maru